Konsultacja dermatologiczna


Cześć Kochani!

Przed wczoraj był ten dzień! Po trzech miesiącach oczekiwań, w końcu doczekałam się wizyty u Pani dermatolog. Odczucia, wrażenia? Wszystko poniżej! Miłej lektury :)



Do Pani dermatolog wybrałam się z tego samego powodu, co do innych specjalistów. Nadmierne wypadanie włosów. Doskonale przygotowałam się do tej wizyty. Zrobiłam wszelkie potrzebne badania tj. hormony żeńskie, testosteron, TSH, ferrytynę, morfologię, żelazo... W głowie przygotowałam sobie dokładny plan przebiegu tej nieprzyjemnej przypadłości przez ostatnie dwa lata.

Ze wszystkimi szczegółami przedstawiłam Pani doktor, jak wyglądały moje zmagania. Te z lekarzami, lekarstwami i oczywiście wypadającymi włosami. Moja mowa została w pełni wysłuchana! Po raz pierwszy się z tym spotkałam, ponieważ każdy specjalista, u którego byłam, przerywał mi w połowie historyjki. Także tutaj duży plus! Za uśmiech i "ciepłe" podejście do pacjenta również plus.

Co dalej? Tutaj zaczyna się już robić nieco mniej przyjemnie...
Pierwszym krokiem jaki podjęła Pani dermatolog, było obejrzenie skóry głowy. Żadnych zastrzeżeń. Brak łupieżu, zanieczyszczenia, zaczerwienienia - czyli wszystko w porządku. Z "badania" to tyle.
Przyszła więc pora na wywiadzik! Jak już wspomniałam, opowiedziałam Pani dermatolog wszystko ze szczegółami. Podałam wyniki badań krwi, które specjalnie porobiłam przed tą wizytą. Wzięła je ode mnie, zerknęła i to nawet przez dłuższą chwilę. Pewnie dlatego, że było ich dość dużo.

Morfologia w normie - brak zastrzeżeń.

Magnez, cukier, żelazo - tak samo.

TSH spadło (mój wynik 0,9, norma 0,58 - 3,59). Zaczynam się tylko zastanawiać, czy aby nie popadam małymi krokami w nadczynność... podjęłam próbę odstawienia leków na tarczycę, tak jak uzgodniłam to wcześniej z endokrynologiem.

Testosteron troszkę bliżej górnej granicy, ale nie ma jeszcze tragedii.

Prolaktyna i androstendion nieco ponad normę, błąd może wynikać z dnia cyklu, w którym robiłam badania. Tutaj Pani dermatolog uznała, że niekoniecznie się na tym zna, więc odesłała mnie z wynikami do ginekologa, bo to "jego działka" i w zasadzie to włosy mogą mi wypadać właśnie przez te dwie nadwyżki w wynikach. Tym bardziej, że przyjmuję tabletki antykoncepcyjne. Dobra, pójdę i zapytam. Tak czy inaczej nie uzyskałam od Pani doktor tej konkretnej odpowiedzi.

Pozostałe hormony żeńskie bez zastrzeżeń.

Ferrytyna? Tutaj ja mam zastrzeżenia. Mianowicie: mój wynik wynosi 17,57 (norma 4,40 - 207,00), co według mnie i osób mających problem taki jak ja, jest to bardzo niski poziom ferrytyny. Na ten wynik zwróciłam szczególną uwagę w gabinecie dermatologicznym. Najprawdopodobniej to właśnie tutaj leży problem z wypadającymi włosami. Co usłyszałam?

"Przecież ferrytyna mieści się w normie." na co nieco poirytowana ja, odpowiedziałam "Może i się mieści, ale nie uważa Pani, że wynik jednak jest za niski? Chciałabym uzupełnić ferrytynę, aby sprawdzić czy to aby nie jest powód mojego problemu." Nigdy nie zgadniecie jak Pani doktor mnie "zgasiła"...
"Ferrytynę tak w zasadzie niekoniecznie da radę uzupełnić. Poza tym jest w normie, więc nie trzeba." CO?!

Chyba z razu na raz trafiam na coraz to gorszego lekarza. Tak czy inaczej zostawałam przy swoim - PODNIEŚĆ FERRYTYNĘ!

"Jak Pani chce, to może kupić sobie Pani żelazo w aptece." - dobrze, a jakąś receptę może dostanę, czy mam kupić pierwszy lepszy suplement? "Suplement." W tym momencie padłam. Już wiedziałam, że nic wartościowego nie wyniosę z tego gabinetu, a tym bardziej nie dowiem się dlaczego te cholerne włosy tak wypadają! Próbowałam jeszcze dowiedzieć się, czy to nie jest aby anemia (kiedyś ją miałam, a objawy wciąż mam takie same. Między innymi wypadające włosy.).

"To nie musi być anemia, ale może." - i tyle. Żadnej porady, recepty, pogonienia na badania. NIC. Trudno, kolejna porażka. Nie mam szczęścia do lekarzy. A może to moje oczekiwania są nierealne?

Na koniec tego wszystkiego, z bezsilności zapytałam Pani dermatolog o witaminy. Może to z niedoboru? Chwilowo nie jestem w  stanie zbadać sobie poziomu danych witamin, dlatego też zapytałam, czy branie w ciemno witaminy D3, B6 i B12 mi nie zaszkodzi?
"Do około dwóch miesięcy brania witamin, nic nie powinno się dziać, więc proszę spróbować". Spróbuję, a nie? Tym bardziej, że idzie zima. Witaminki na pewno się przydadzą.

Z gabinetu wyszłam z receptą na wcierkę o nazwie Alpicort E. Mam sobie wcierać, nie musi pomóc, ale może. Jak nie znajdę nic innego, to kupię. Spróbuję. Może któraś z Was stosowała? Chętnie wyczytam opinii!

Włosy są już ewidentnie przerzedzone, a przyczyna dalej nie znana.



Pani dermatolog była kolejną osobą, która powiedziała mi, że włosy "na zakolach" wypadają właśnie przez hormony. Czy na pewno? Tego dowiem się (MAM NADZIEJĘ) w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

W poniedziałek czeka mnie wizyta u ginekologa, a 13 października u kolejnej Pani trycholog. Moje ostatnie dwie deski ratunku. Jeżeli nie dowiem się nic konkretnego, chyba zacznę się leczyć ziołami i odymiać kadzidłami... Jak człowiek nie zacznie leczyć się na własną rękę, to nic dobrego go nie czeka... SERIO!


Trzymajcie się loczki! :)


Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam!
http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie

 

Pielęgnacja kręconych włosów - jak i od czego zacząć?


Cześć Kochane! :)

Zaczęłam pisać tego posta na początku zeszłego tygodnia, lecz pogoń za nową pracą oraz dążenie do poznania powodu wypadania włosów, zabrało mi ogromnie dużo czasu! Dokończyłam go najszybciej jak mogłam i oto jest! Teraz posty będą pojawiały się regularnie. Cieszycie się? :)

Dzisiejszy post z pewnością jest wyczekiwany przez większość z Was. Od czego zacząć przygodę z pielęgnacją kręconych włosów? Dużo z Was mnie o to pyta, o to jak sama zaczynałam. Postanowiłam podzielić się z Wami swoją opinią i doświadczeniem. Wiele początkujących kręconowłosych dziewczyn ma problem z ujarzmieniem włosów. Największymi problemami są z pewnością: puch, suchość i szorstkość włosów, brak blasku, kołtuny czy też łamliwe włosy. Dzisiaj postaram się Was naprowadzić na tę lepszą drogę.

Początki dbania o włosy.


MOTYWACJA

Pierwszy i najważniejszy krok. Musicie odpowiednio zmotywować się do walki o piękne włosy. Nie sztuką jest zacząć świadomą pielęgnację, wytrwać w wyzwaniu miesiąc i rzucić to wszystko w kąt (ze mną było tak za pierwszym razem). Na początku powiedzcie sobie, o co chcecie zawalczyć. Ustalcie sobie jakiś cel. Bez dawki motywacji z pewnością będzie Wam ciężej wytrwać w wyzwaniu. Także motywujcie się! Szukajcie zdjęć w internecie i nastawcie się pozytywnie: "też będę mieć piękne, zdrowe loki!". ;)


ZMIANA DOTYCHCZASOWYCH NAWYKÓW

Podobnie jak w żywieniu, tak i we włosowej diecie, należy zmienić dotychczasowe nawyki. Wszystko, co sprawia, że nasze włosy są w złym stanie, należy jak najszybciej wyeliminować. Prostownica DO KOSZA! Szczotka, ręcznik frote, ciepły nawiew z suszarki, pocieranie włosów ręcznikiem, spanie na zwykłej poszewce... To wszystko sprawia, że nasze włosy nie mają w sobie tego czegoś. Tutaj polecam zapoznanie się i wprowadzenie metody CurlyGirl (TUTAJ). Zamienić szkodliwe elementy na te "zdrowe" i zalecane. Warto również wyeliminować szkodliwe substancje tj. alkohol denat, SLS, ciężkie silikony w składach kosmetyków.


PLAN PIELĘGNACYJNY

To w zasadzie klucz do tego, abyśmy miały wszystko pod kontrolą. Na początku włosomaniaczej drogi, ciężko jest wszystko zapamiętać. Te wszystkie kosmetyki, oleje, metody... Po prostu się nie da. Sama miałam z tym ogromny problem. Wiecznie o czymś zapominałam. Stworzenie planu pielęgnacyjnego możecie zrobić samodzielnie, w ulubionym zeszycie, notatniku lub kalendarzu. Swoje plany pielęgnacyjne tworzę na osobnych kartkach. Jakoś łatwiej mi się wtedy ze wszystkiego rozczytać. :)W planie uwzględniamy wszystko związane z pielęgnacją włosów, wszystkie kosmetyki, oleje, czy peelingi.

Zanim stworzycie swój plan, ważny jest dobór kosmetyków! W końcu coś w te wszystkie tabelki należy wpisać. Poniżej reszta niezbędnych informacji. ;)
Jeżeli macie problem z zorganizowaniem takiego planu, możecie zgłosić się do mnie. Chętnie pomogę Wam w ułożeniu planu! 


ROZCZESYWANIE

Często zdarza mi się jeszcze usłyszeć od Was, że rozczesujecie włosy na sucho, najczęściej szczotką. Kategoryczny błąd! To zabójstwo dla naszych spiralek. Przez to włosy się puszą, łamią, są matowe i nie mają w sobie "tego czegoś". Kręcone włosy zaleca się czesać jedynie na mokro, grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami.

Jak ja to robię? Rozczesuję włosy po nałożeniu maski/odżywki (pierwsze O w metodzie OMO). Używam do tego grzebienia z szeroko rozstawionymi ząbkami. Ważne jest, aby robić to delikatnie i powoli. Nie spieszcie się, aby nie szarpać i powyrywać włosów. Z pewnością każda z Was będzie w stanie poświęcić na tę czynność kilka minut. Jest to najdelikatniejszy i najlepszy sposób rozczesywania kręconych włosów.

Włoski można również przeczesać po ostatnim płukaniu. Jak kto woli! :) 


MYCIE

Mycie włosów, przecież to takie proste! Co ona chce tutaj zmieniać? Co chce nam wcisnąć?
Z pozoru faktycznie łatwa czynność, czy na pewno? Zapytajcie teraz same siebie: CZYM i JAK myjecie włosy. Z pewnością wiele z Was popełnia ten sam błąd, co ja na początku. Mianowicie - mycie włosów na długości szamponem z SLS (o SLS TUTAJ). Owszem, takie mycie wykonujemy, ale raz na ok. 2 tygodnie. W pozostałe dni, polecam mycie włosów na długości odżywką lub maską o ubogim składzie. O tym przeczytacie w punkcie MYCIE WŁOSÓW METODĄ OMO w poście Metoda CurlyGirl.
Należy również pamiętać, że szamponem myjemy jedynie skórę głowy, nie włosy na długości. Piana, którą spłukujemy ze skalpu spływa po włosach i w ten sposób je oczyszcza.


ODŻYWIANIE/ RÓWNOWAGA PEH, CZYLI ZŁOŻONA PIELĘGNACJA

Kolejna, mega ważna rzecz - odżywianie włosów, powinna znaleźć się na pierwszym miejscu w naszej włosowej diecie. Jak wiemy włosy suche, zniszczone, bez wyrazu wymagają totalnego odżywienia. Tym bardziej włosy kręcone, te z natury wysokoporowate... Co może nam w tym pomóc? Tutaj z pewnością musimy postawić na MASKI! Warto szukać takich, które mają bogate składy, bez złych alkoholi i ciężkich silikonów. Jak stosować takie maski? Nakładamy magiczną papkę na nasze włosy, zawijamy w zrywkę lub czepek, na to ręcznik lub czapka. Trzymamy od 30 min. do 60 min. Warto również podgrzać nasz "turban" ciepłym nawiewem z suszarki. Dzięki temu składniki odżywcze z maski wejdą w głąb włosa.

O co chodzi z RÓWNOWAGĄ PEH?
Tutaj macie osobny post na ten temat RÓWNOWAGA PEH.
Tak czy inaczej, pokrótce Wam to przedstawię.
Równowaga PEH, czyli Proteiny, Emolienty i Humektanty.

Proteiny - mają za zadanie (choć na chwilę) odbudować włos, wypełnić w nim ubytki. Do protein zaliczamy: pszenicę, hydrolizowany jedwab, keratyna, mleko, soja.

Emolienty - mają za zadanie natłuścić włos, wygładzić i zmiękczyć jego łuski. Zapobiegają utracie wody z włosa, dlatego warto ich używać z humektantami. Dociążają włosy i zapobiegają ich puszeniu się. Do emolientów zaliczamy: wszelakie oleje i masła, alkohole tłuszczowe, a nawet niektóre silikony.

Humektanty - mają za zadanie nawilżyć włos, wiążą w nim wodę, dzięki czemu włosy są miękkie i wyglądają na zdrowe. Humektanty warto stosować wraz z proteinami, aby te nie wysuszyły nam włosów. Do humektantów zaliczamy: miód, glicerynę, panthenol, siemię lniane, aloes czy też mocznik.


OLEJOWANIE

Na początku swojej włosomaniaczej drogi zlekceważyłam ten punkt. Jednak, gdy wprowadziłam go do swojej pielęgnacji, nie pożałowałam! Po co nam olejowanie? Jeżeli chcemy mieć miękkie, lśniące, sprężyste i elastyczne włosy, należy zacząć korzystać z tej magicznej czynności! Jest to metoda praktykowana głownie przez Arabki i Hinduski, które mają piękne, zdrowe i długie włosy! Przecież my też chcemy takie mieć, prawda?
Olejowanie polecane jest szczególnie osobom, które posiadają słabe, suche, łamliwe i zniszczone włosy - czyli idealne dla nas KRĘCONOWŁOSYCH! Olejowanie najlepiej wykonywać przed każdym myciem, na ok. 3-4 godziny wcześniej. Ważną rzeczą w tym punkcie jest systematyczność. Czasami efekty mogą przyjść dopiero po miesiącu, ale na pewno przyjdą!

Zanim zaczniecie przygodę z olejowaniem, warto poznać porowatość swoich włosów i dobrać do nich odpowiedni olej. Post o porowatości włosów TUTAJ.


CIĘCIE I STYLIZACJA

Znaleźć dobrego fryzjera, który okiełzna loczki, graniczy z cudem. Tak czy inaczej, aby zacząć dbać o kręcone włosy, przyda się Wam porządne cięcie. Raz, żeby ograniczyć rozdwojone końcówki, dwa - aby włosy dobrze się układały. Tutaj najlepiej sprawdza się dobre cieniowanie lub warstwowe cięcie włosów.
Osobiście nie jestem w stanie polecić Wam porządnego fryzjera, ponieważ po dwóch niedanych próbach cięcia moich włosów, zrezygnowałam z wizyt w salonach.

Kilka uwag odnośnie stylizacji kręconych włosów. Prostownica do KOSZA! Najlepiej będzie, jeżeli zrezygnujemy również z mechanicznego suszenia włosów, jednak wiem, że to nie zawsze da się obejść.
Co zrobić? Zamienić ciepły/ gorący nawiew z suszarki na ten chłodny lub letni. Obroty z maksymalnych zmieniamy na minimalne. Warto wprowadzić plopping przed mechanicznym suszeniem. Raz, że loczki podeschną i nie trzeba będzie ich maltretować aż tak długo suszarką, dwa - plopping genialnie wydobywa skręt!
Konieczne jest zaopatrzenie się w dobry stylizator, który wygładzi, utrwali i zdefiniuje nasze włosy. Nie rzucam tutaj konkretnymi nazwami, ponieważ każdej z Was może przypaść do gustu inny kosmetyk. W Waszej kwestii jest znaleźć ten odpowiedni, który Was zaskoczy!

Moja kręcona metamorfoza.


W poście zawarłam punkty i porady związane z moim doświadczeniem. Właśnie w ten sposób zaczynałam swoją przygodę!

Zaskoczyłam Was czymś, czy może wszystko jest już dla Was jasne i oczywiste? Kto już zaczął walczyć o piękne loki? Macie już efekty? Piszcie! :)


Pozdrawiam! ;*


PS. Jestem już po wizycie u dermatologa! O wrażeniach i szczegółach będziecie mogli przeczytać w kolejnym poście.


Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam!
http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie

Włosowa aktualizacja - SIERPIEŃ


Cześć Kochane!

Kolejny miesiąc za nami, więc czas na włosową aktualizację sierpnia! Mega szybko zleciał mi czas od ostatniego posta z tej serii. Fakt, mamy już połowę września. Dość późno ta aktualizacja, ale loczki nie chciały ze mną współpracować i dopiero wczoraj wykonałam zdjęcia, z których też jestem średnio zadowolona. Było już ciemno i musiałam wykonać je  w sztucznym świetle. Dlatego też jako zdjęcie główne posta wklejam wakacyjną twórczość mojego Lubego. Tak czy inaczej stan włosów jest widoczny na wszystkich fotografiach, także nic straconego. Mam nadzieję, że przy wrześniowej aktualizacji będę miała większe pole do popisu. :)

    


Sierpień wyglądał nieco inaczej pod kątem pielęgnacji. Było tak... monotonnie. Bardzo często miałam do czynienia z deszczową pogodą lub totalnym upałem! Doskonale wiemy jak loczki wtedy reagują. Z puchem prawie się nie rozstawałam, mimo że dobierałam odpowiednie kosmetyki. Codzienny BadHairDay. Tym czasem pora na ułożenie kolejnego planu pielęgnacyjnego! Muszę wprowadzić kilka poprawek, ponieważ po ostatniej wizycie u trychologa (TUTAJ) dowiedziałam się, że mam zanieczyszczoną skórę głowy i zapchane mieszki włosów. Trzeba coś z tym zrobić ;)


W sierpniu, tak samo jak w lipcu, moje loki nie były zbyt posłuszne. Dlaczego? Odrosły i nie chcą się układać. Często bywają oklapnięte. Jak wiecie, zmagam się z nadmiernym wypadaniem włosów, to właśnie jest powodem, dla którego nie chcę ich podcinać. I tak mam ich mało, a podcięcie i ich ilość jeszcze bardziej mnie dobije. Podejrzewam, że jeszcze przez ok. miesiąc będę musiała przeżyć "włosowe humorki". W tym czasie mam nadzieję na znalezienie konkretnej przyczyny wypadania włosów i wzięcia się odpowiednio za ten problem. Miesiąc z przyklapem jeszcze wytrzymam. ;)


Ponownie widać, że objętość włosów ma wiele do życzenia. Cały czas mnie to dobija, czasami aż nie chce mi się ich myć, żeby znowu nie załamać się przez ilość wypadniętych włosów. Przez to zrezygnowałam z wiązania włosów na noc w ananaska, żeby nie osłabiać cebulek. Jak zatem zabezpieczam je do snu? Zarzucam włosy na poduszkę (oczywiście z satynową poszewką). Sprawdza się! ;)

Przeanalizowałam ostatni rok swojego życia. Doszłam do wniosku, że stres mi nie odpuszczał, co może być przyczyną wypadania włosów. Niestety w dalszym ciągu zmagam się z dość stresującym życiem. Najwyższy czas się wyciszyć i zadbać o burzę loków! Trzymajcie kciuki! 

Stan włosów w sierpniu oceniam na dobry.



Kosmetyki, których używałam w sierpniu:

Peeling: Bandi Tricho Esthetic ;

Oleje: oliwa z oliwek ;

Odżywki do mycia na długości: Kallos Biotin, Petal Fresh Aloe & Citrus, Garnier Ultra Doux z cudownymi olejkami (arganowym i kameliowym) ;

Szampony: Babydream, Ziaja Fig ;

Odżywki d/s: Garnier Ultra Doux olejek z Awokado i masło Karite, Petal Fresh Aloe & Citrus ;

Maski: Kallos Banana, Kallos Multivitamin, Kallos Omega; Biovax Opuntia Oil & Mango, Biovax Złote Algi i Kawior, O` Herbal do włosów kręconych ;

Stylizatory: Taft Locken Balm, Isana Pure Locken, żel Kallos Lab 35, Bheyse Curly Time, DIY żel lniany, Tigi Curlesquer, żel Nivea Care & Hold ;

Olejki zabezpieczające: jedwab Biosilk ;

Kuracje / suplementy: herbatka z liści pokrzywy ;

Produkty zaznaczone kolorem zostały użyte do ostatniego mycia, zdjęcia aktualizacyjne.

Będąc na wakacjach nakupiłam mnóstwo nowych perełek do testowania. Oczywiście najwięcej jest stylizatorów! Nie wiem, kiedy je wszystkie przetestuję. Może nie starczyć mi czasu do następnej aktualizacji! Trzymajcie kciuki! :)

Pogodziłyście się już z jesienną pogodą i tym specyficznym klimatem, kiedy loczki nie są posłuszne? :)
Mnie się jeszcze nie udało. :( 


Buziaki! ;*



 Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam! 
http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie


Mój problem z wypadaniem włosów


Cześć Kochani!

Ostatni post (TUTAJ), cieszy się dużym zainteresowaniem! Dostałam od Was mega dużo pytań, a także porad, czy pocieszeń na skrzynkę mailową i instagramie. Aż cieplej na sercu mi się zrobiło, jesteście niesamowici! Dziękuję za każde dobre słowo i pomoc.

Na Wasze prośby i zgodnie ze swoim pomysłem, ruszam z serią postów o wypadaniu włosów, głównie będzie to seria oparta na moich, ale także Waszych doświadczeniach. Mowa tutaj o nadmiernym wypadaniu włosów. Może nie jest to temat typowo dla kręconowłosych, ale wierzę, że znajdzie on swoich odbiorców! Kręconowłose również nic na tym nie stracą, a może i znajdą sposób na wzmocnienie swoich loczków! :)

Dzisiaj przedstawię Wam mój problem z wypadaniem włosów. Kiedy i jak się to zaczęło? Jakie leki przyjmowałam i przyjmuję dalej? Zdjęcia przedstawiające tę trudną walkę. Wszystko w dzisiejszym poście.

Zapraszam! :)


lewe górne - mokre włosy, lewe dolne - suche włosy / stan bieżący


O wypadaniu włosów, wspomniałam już króciutko w "Mojej włosowej historii" (TUTAJ). Teraz przyszedł czas, aby rozwinąć ten temat.

W 2014r. ginekolog zdiagnozował u mnie endometriozę, konieczny był zabieg laparoskopowy. Był to mój pierwszy "taki" lekarz i zaufałam mu. Nie skonsultowałam jego diagnozy z żadnym innym. Tak też w maju 2014r. trafiłam na salę operacyjną. Podano mi narkozę. Po tym wszystkim dowiedziałam się, że to jednak adenomioza, dostałam hormony Visanne. Brałam je przez bite 1,5 roku, nie mając przy tym miesiączki. Mniej więcej w tym czasie troszeczkę nasiliło mi się wypadanie włosów, ale nie znacznie. Po kilku tygodniach wszystko wróciło do normy. Po skończonej kuracji Visanne, przepisano mi już zwykłe tabletki antykoncepcyjne (aby nie było żadnych nawrotów) Bonadea. Te biorę do dzisiaj.Jakiś czas temu dowiedziałam się od innego ginekologa, że w ogóle nie powinnam mieć tego zabiegu, bo nic mi nie dolegało... Bardzo pocieszająca wiadomość...

październik 2015r.

Z włoskami wszystko było w porządku mniej więcej do jesieni 2015r. Wtedy zauważyłam, że wypada mi co raz więcej włosów. Co zrobiłam? Wieczorami i nocami siedziałam na forach i czytałam jak temu zapobiec. Wyczytałam, że na jesień może tak się dziać. Kupiłam zatem drożdże piwowarskie i zażywałam je przez ok. 3-4 miesiące. Nic a nic nie zahamowało wypadania włosów. Najprawdopodobniej już wtedy miałam problemy z tarczycą. Zlekceważyłam temat.

Przy każdym myciu wyciągam takie kłębuszki. Zanim zachorowałam, wyciągałam max. 20 włosów dziennie. Teraz jest ok 120, a to już stanowi problem.

W marcu 2016r. postanowiłam po raz pierwszy oddać krew. Skończyło się na tym, że krewa oddałam 3 razy, regularnie co 3 miesiące. W między czasie zaczęłam mieć problemy z koncentracją, byłam ospała, miałam huśtawki nastroju, suchą skórę, łamliwe paznokcie i te nieszczęsne wypadające włosy. Po kolejnych godzinach spędzonych na forach, zrozumiałam że mogę mieć niedokrwistość spowodowaną oddawaniem krwi. Poszłam więc zrobić badania. Lekarz dodatkowo zlecił badania tarczycy. Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy odebrałam wyniki. Nie dość, że tarczyca poza normą, to dodatkowo anemia. Tłumaczyłoby to zachowanie mojego organizmu. Na anemię nie dostałam od lekarza nic, wysłał mnie do endokrynologa.

stan bieżący

Tak więc w październiku 2016r. poszłam na swoją pierwszą wizytę u endokrynologa. Zrobiłam cały komplet badań pod kątem tarczycy. Wszystko w normie poza TSH. Czyli nie tak tragicznie. Podobno niedoczynność tarczycy. "Jest, ale jej nie ma"- tak powiedział mi lekarz. Dostałam kolejne dropsy do łykania, dwa razy poszłam na wizytę kontrolną. Wszystkie objawy zaczęły ustępować, ale jeden pozostał. Tak jest! Włosy dalej mi wypadały! A podobno powinny przestać, przy braniu leków. Powiedziałam o tym lekarzowi. Co usłyszałam?
"Przecież ma Pani gęste włosy, czego Pani chce?"- fakt, włosów wtedy jeszcze trochę miałam, ale wypadały w dużo dużo większej ilości niż zawsze, a to już jest problem. Postanowiłam zmienić lekarza.

marzec 2017r.

Marzec 2017r. - pierwsza wizyta u nowego endokrynologa. Wzięłam wszystkie badania, porobiłam nowe. Niedoczynność tarczycy? Nie. SUBKLINICZNA niedoczynność tarczycy. Podobno mniejsze zło i po czasie można odstawić hormony. Zmniejszył mi dawkę leku, ponieważ dawka przepisana przez tamtego lekarza była za duża. Zapytałam o te nieszczęsne włosy.
"To nie musi byś spowodowane tarczycą, musi Pani poszukać problemu gdzie indziej" - AHA! Kolejny lekarz, który nie jest w stanie mi pomóc. Tak czy siak za dwa tygodnie idę na konsultację.
Zaczęłam więc szukać. Morfologia krwi w normie, żelazo, magnez, cukier itd. Wszystko w normie, więc gdzie leży problem?

Powyższe dwa zdjęcia z maja 2017r.

Znów zaczęłam czytać. Skusiłam się w ten sposób na wizytę u trychologa (TUTAJ). Włosy wypadają coraz bardziej, bo bokach mam już prześwity, a zawsze miałam gęste, mocne włosy! Wiele z Was poleca mi zbadanie poziomu ferrytyny. Lekarz rodzinny powiedział, że jeżeli żelazo mam w normie to nie muszę tego robić. Jak to w końcu jest? Żadne suplementy nie pomagają.

Od góry wygląda to znośnie
Aktualnie z mycia na mycie jest coraz gorzej. Włosy wyciągam kłębkami. Najgorsze jest to, że zaczynają wypadać mi krótkie cienkie włoski... Takie, które dopiero wyrosły! Zakupiłam kilka środków, którymi podzielę się z Wami niebawem. Do wizyty u trychologa, muszę jakoś przetrwać, a nóż sobie pomogę.


Powyższe zdjęcie przedstawia włosy, które wypadają po, UWAGA, POGŁADZENIU WŁOSÓW OTWARTĄ RĘKĄ! Nie mówię tu o przeczesaniu ich palcami. Każde wygładzenie kończy się ilością podobną do tej na zdjęciu. Do tego włosy znajduję wszędzie. Gdzie nie pójdę, tam gubię. Chyba zacznę je zbierać na peruki...

Wśród kręconowłosych znalazłam jedną pomocną duszyczkę, która naprowadza mnie na dobry trop. Nie rozwiąże mojego problemu, ale daje mi bardzo cenne wskazówki. Mam nadzieję, że dzięki temu znajdę powód wypadania włosów.

Kolejna wizyta u trychologa dopiero 13 października. W między czasie mam już umówionego endokrynologa i dermatologa. Tak więc nadchodzący miesiąc spędzę w gabinetach lekarskich.
Mam nadzieję, że od dwóch lat, w końcu dowiem się gdzie leży problem.

Włosy mokre, podczas suszenia.


Kiedyś ciężko byłoby mi objąć włosy w ten sposób, teraz nie ma problemu.

EDIT (02.2018r.): Po drugiej wizycie u trychologa (TUTAJ) mam już na tapecie potencjalną przyczynę wypadania włosów, jaką jest utajony niedobór żelaza. Z racji, że Pani trycholog nie była w stanie przepisać mi żadnych specyfików, lekarz rodzinny mnie olał, a Pani hematolog wzięła jedynie pieniążki za wizytę i nic mądrego nie powiedziała, poszłam po receptę na żelazo. Leczę się SAMA! Obcy ludzie z podobnym problemem bardzo mi pomogli, uświadomili co może być nie tak. Tak więc działam!

Niebawem na pewno opiszę swoje aktualne leczenie i kroki jakie podjęłam, aby zwalczyć wypadanie! 

Wyczerpałam temat. Opisałam Wam wszystko co pamiętam. Czy któraś z Was ma podobny problem do mojego? Też trafia na lekarzy, którzy nie znają przyczyny? Czekam na odpowiedzi!

Jeszcze raz bardzo wszystkich Wam dziękuję za słowa pocieszenie i wszelakie porady! Jestem mega wdzięczna! Mam nadzieję, że będą to moje ostatnie chwile z nadmiernym wypadaniem włosów. O wszystkim będę Wam relacjonowała na instagramie, facebooku i oczywiście blogu.


Buziaki! :*



Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam!
http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie



Moje pierwsze badanie trychologiczne RELACJA


Cześć Kochani!

Wróciłam z urlopu, mam internet, więc mogę pisać posty! Chyba stało się to moim małym uzależnieniem, ponieważ nie mogłam doczekać się aż wrócę i coś dla Was nadziergam. :)

Chcę Wam przedstawić moje odczucia związane z pierwszą wizytą w gabinecie trychologicznym. Dziewczyny, które zdążyły mnie poznać, wiedzą że zmagam się z nadmiernym wypadaniem włosów, spowodowanym zażywaniem hormonów od ok. 3 lat. Największy problem stanowią lekarstwa na niedoczynność tarczycy. Poniżej krótkie sprawozdanie z wizyty. Dzisiaj więcej tekstu, jak zdjęć.

Z góry przepraszam za jakoś zdjęć z badania, ale robiłam zdjęcia monitora, swoim telefonem.

Zapraszam! :)

Z tym problemem udałam się do trychologa.


Następnego dnia po powrocie z wakacji, miałam umówioną wizytę u Pani trycholog. Poszłam podekscytowana, licząc na to, że w końcu uda mi się zapobiec wypadaniu włosów, których przez ostatnie dwa lata straciłam ok. połowy dotychczasowej objętości.

Pierwsze wrażenie - super! Gabinet zadbany, Pani bardzo uprzejma, na półkach wiele specyfików. Pomyślałam - "w końcu coś z tym zrobię"! Przeszłyśmy do drugiego pomieszczenia. Pani trycholog rozpoczęła ze mną krótki wywiad. Tutaj już zaczęłam mieć troszkę inne odczucia niż na początku. Zaczęłam przedstawiać swoją historię od początku, Pani regularnie przerywała i dokańczała opowieść za mnie. Nie chciała zobaczyć moich ostatnich wyników badań, a podobno trycholodzy powinni to zrobić (oczywiście wszystko miałam ze sobą). W między czasie Pani trycholog dodawała, że konieczne będzie zrobienie zabiegów.

Poskarżyłam się na wypadanie włosów z cebulkami, na co Pani, że włosy z cebulkami nie wypadają, ponieważ cebulki siedzą głęboko w skórze głowy. Włos wypada, ale cebulka zostaje na swoim miejscu. Wyciągnęłam takowego jednego włoska ze swojej czupryny, aby zobrazować Pani trycholog co mam na myśli, a ta nawet na niego nie spojrzała. To, co ja nazywam cebulką, Pani nazwała naroślą tłuszczu (?). Jakoś podobnie to sformułowała, a ja nie powiem, bo delikatnie się zaskoczyłam. I jej słowami i tym, że nie zerknęła na tego nieszczęsnego włoska.

Po wywiadzie przeszłyśmy do badania skóry głowy. Na początku zapytałam o to, czy mogę wziąć lub samodzielnie zrobić zdjęcia z ekranu. Oczywiście w celu napisania tego posta oraz ewentualnych internetowych konsultacji z innymi dziewczynami. Pani się zgodziła, ale rzuciła, śmiesznym dla mnie, sformułowaniem -"może nas Pani reklamować, skoro ma Pani bloga". Dodam, że byłam wtedy w gabinecie nie więcej niż 5 minut :).

Badanie trwa, Pani opowiada co to tam się na tej mojej głowie dzieje. Cebulki przypchane, jakieś mieszki włosowe widać, ale mało. Pojawiły się białe plamki, które Pani nazwała tłustym łupieżem. Dodam, że wizytę miałam w piątek, a głowę myłam we wtorek, 3 dni wcześniej. Podejrzewam, że ten "tłusty łupież", to po prostu kosmetyki do stylizacji, których używałam przez poprzednie dwa dni. Pani jednak podczas rozmowy telefonicznej zabroniła mi myć głowę. Czyżby taki chwyt? Może tak, może nie. Nie wiem. Nałożyła mi troszkę SWOJEGO specyfiku, po czym pokazała, że białe plamki zniknęły. Fakt, było ich znacznie mniej. Pani trycholog zauważyła również, że mam idealne ukrwienie skóry głowy i bardzo zadbane włosy.





Badanie dobiegło końca. Czas na diagnozę! Usłyszałam, że powinnam poddać się minimum pięciu zabiegom, każdy w kwocie 100 PLN, aby zobaczyć różnicę w ilości wypadanych włosów. Następnie kupić ICH firmowe (nietanie) kosmetyki i nimi pielęgnować włosy i skórę głowy. Wzięłam kilka do ręki i przeczytałam składy. Szczerze? Nic mega tam nie zobaczyłam. Może więcej olejków lub ekstraktów, ale nic specjalnego, czego nie widziałam w kosmetykach, które mam w domu.
Zadałam Pani kilka pytań.

"Czy nie potrzebuję czasami jakiś witamin? Może to jakkolwiek pomoże?" - Nie, witaminy są mi nie potrzebne, ponieważ są w pokarmie. Dodam, że Pani trycholog nie zapytała też o to, jak się odżywiam oraz jaki styl życia prowadzę.

"Czy domowy peeling skóry głowy pomoże mi ją jakoś oczyścić i zapobiec temu "tłustemu łupieżowi"?" - Nie, ponieważ taki peeling stosuje się przy łuszczycy. Dodam, że gołym okiem nie widać u mnie ani przetłuszczenia, ani żadnego łupieżu na głowie. Tak czy inaczej peeling domowy zabroniony.

"Czy, jeżeli odstawię hormony (co jest bardzo prawdopodobne, ale o tym będzie osobny post) to włosy same z siebie przestaną wypadać?" - Tutaj Pani już nieco speszona i zirytowana (?), że nie chcę od ręki zgodzić się na zabieg odpowiedziała, że tak też może się stać.

Tak czy inaczej, trycholog chciała jeszcze tego samego dnia zapisać mnie na pierwszy zabieg, i to już na początku przyszłego tygodnia. Póki co odmówiłam. Mam złe doświadczenia w ufaniu pierwszemu lekarzowi z jego diagnozą, dlatego mam zamiar wybrać się do innej Pani trycholog. Porównam wtedy ich opinię, jeżeli się pokryją, to w porządku. Poddam się tych ICHNYCH zabiegów i kupię te SUPER kosmetyki, które tak wciskają. Póki co jeszcze kilka dni wytrzymam. Może całkiem łysa nie zostanę. :)

Teraz tylko zastanawiam się w czym może leżeć problem. Czy przez hormony, które biorę mogę mieć "tłusty łupież" i zapchane cebulki? Czy jedno z drugim ma jakiś związek, czy może to dwie odrębne rzeczy? Pojęcia nie mam, ale mam nadzieję, że wkrótce już się dowiem.

Podsumowując: 
Nie jestem zbytnio zadowolona z tej wizyty, ponieważ od początku czułam się naciągana i namawiana przez Panią trycholog, jakie to cudowne posiadają produkty w swoim gabinecie oraz że powinnam je od razu kupić. Fakt, widziałam na ścianach różne dyplomy, czy też metamorfozy innych osób, ale czy ja powinnam zostać tak potraktowana? Tego dowiem się po wizycie u innego trychologa. Wkrótce również czeka mnie wizyta u endokrynologa, w końcu dowiem się, czy będę mogła odstawić te nieszczęsne hormony. Mam nadzieję, że tak! Wtedy na pewno szybciej uporam się ze swoim włosowym problemem. :)

Pomyślałam, że wystartuję z nową serią postów, dotyczącą właśnie wypadania włosów na tle hormonalnym. Wiele kobiet zmaga się z tym problemem, więc może jakoś pomogę. Co o tym sądzicie? :) Jest ktoś, kto zmaga się z podobnym problemem i chętnie poczyta? A może macie jakieś rady? Piszcie w komentarzach! :*


Pozdrawiam! :)



Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam! 

http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie