Konsultacja dermatologiczna


Cześć Kochani!

Przed wczoraj był ten dzień! Po trzech miesiącach oczekiwań, w końcu doczekałam się wizyty u Pani dermatolog. Odczucia, wrażenia? Wszystko poniżej! Miłej lektury :)



Do Pani dermatolog wybrałam się z tego samego powodu, co do innych specjalistów. Nadmierne wypadanie włosów. Doskonale przygotowałam się do tej wizyty. Zrobiłam wszelkie potrzebne badania tj. hormony żeńskie, testosteron, TSH, ferrytynę, morfologię, żelazo... W głowie przygotowałam sobie dokładny plan przebiegu tej nieprzyjemnej przypadłości przez ostatnie dwa lata.

Ze wszystkimi szczegółami przedstawiłam Pani doktor, jak wyglądały moje zmagania. Te z lekarzami, lekarstwami i oczywiście wypadającymi włosami. Moja mowa została w pełni wysłuchana! Po raz pierwszy się z tym spotkałam, ponieważ każdy specjalista, u którego byłam, przerywał mi w połowie historyjki. Także tutaj duży plus! Za uśmiech i "ciepłe" podejście do pacjenta również plus.

Co dalej? Tutaj zaczyna się już robić nieco mniej przyjemnie...
Pierwszym krokiem jaki podjęła Pani dermatolog, było obejrzenie skóry głowy. Żadnych zastrzeżeń. Brak łupieżu, zanieczyszczenia, zaczerwienienia - czyli wszystko w porządku. Z "badania" to tyle.
Przyszła więc pora na wywiadzik! Jak już wspomniałam, opowiedziałam Pani dermatolog wszystko ze szczegółami. Podałam wyniki badań krwi, które specjalnie porobiłam przed tą wizytą. Wzięła je ode mnie, zerknęła i to nawet przez dłuższą chwilę. Pewnie dlatego, że było ich dość dużo.

Morfologia w normie - brak zastrzeżeń.

Magnez, cukier, żelazo - tak samo.

TSH spadło (mój wynik 0,9, norma 0,58 - 3,59). Zaczynam się tylko zastanawiać, czy aby nie popadam małymi krokami w nadczynność... podjęłam próbę odstawienia leków na tarczycę, tak jak uzgodniłam to wcześniej z endokrynologiem.

Testosteron troszkę bliżej górnej granicy, ale nie ma jeszcze tragedii.

Prolaktyna i androstendion nieco ponad normę, błąd może wynikać z dnia cyklu, w którym robiłam badania. Tutaj Pani dermatolog uznała, że niekoniecznie się na tym zna, więc odesłała mnie z wynikami do ginekologa, bo to "jego działka" i w zasadzie to włosy mogą mi wypadać właśnie przez te dwie nadwyżki w wynikach. Tym bardziej, że przyjmuję tabletki antykoncepcyjne. Dobra, pójdę i zapytam. Tak czy inaczej nie uzyskałam od Pani doktor tej konkretnej odpowiedzi.

Pozostałe hormony żeńskie bez zastrzeżeń.

Ferrytyna? Tutaj ja mam zastrzeżenia. Mianowicie: mój wynik wynosi 17,57 (norma 4,40 - 207,00), co według mnie i osób mających problem taki jak ja, jest to bardzo niski poziom ferrytyny. Na ten wynik zwróciłam szczególną uwagę w gabinecie dermatologicznym. Najprawdopodobniej to właśnie tutaj leży problem z wypadającymi włosami. Co usłyszałam?

"Przecież ferrytyna mieści się w normie." na co nieco poirytowana ja, odpowiedziałam "Może i się mieści, ale nie uważa Pani, że wynik jednak jest za niski? Chciałabym uzupełnić ferrytynę, aby sprawdzić czy to aby nie jest powód mojego problemu." Nigdy nie zgadniecie jak Pani doktor mnie "zgasiła"...
"Ferrytynę tak w zasadzie niekoniecznie da radę uzupełnić. Poza tym jest w normie, więc nie trzeba." CO?!

Chyba z razu na raz trafiam na coraz to gorszego lekarza. Tak czy inaczej zostawałam przy swoim - PODNIEŚĆ FERRYTYNĘ!

"Jak Pani chce, to może kupić sobie Pani żelazo w aptece." - dobrze, a jakąś receptę może dostanę, czy mam kupić pierwszy lepszy suplement? "Suplement." W tym momencie padłam. Już wiedziałam, że nic wartościowego nie wyniosę z tego gabinetu, a tym bardziej nie dowiem się dlaczego te cholerne włosy tak wypadają! Próbowałam jeszcze dowiedzieć się, czy to nie jest aby anemia (kiedyś ją miałam, a objawy wciąż mam takie same. Między innymi wypadające włosy.).

"To nie musi być anemia, ale może." - i tyle. Żadnej porady, recepty, pogonienia na badania. NIC. Trudno, kolejna porażka. Nie mam szczęścia do lekarzy. A może to moje oczekiwania są nierealne?

Na koniec tego wszystkiego, z bezsilności zapytałam Pani dermatolog o witaminy. Może to z niedoboru? Chwilowo nie jestem w  stanie zbadać sobie poziomu danych witamin, dlatego też zapytałam, czy branie w ciemno witaminy D3, B6 i B12 mi nie zaszkodzi?
"Do około dwóch miesięcy brania witamin, nic nie powinno się dziać, więc proszę spróbować". Spróbuję, a nie? Tym bardziej, że idzie zima. Witaminki na pewno się przydadzą.

Z gabinetu wyszłam z receptą na wcierkę o nazwie Alpicort E. Mam sobie wcierać, nie musi pomóc, ale może. Jak nie znajdę nic innego, to kupię. Spróbuję. Może któraś z Was stosowała? Chętnie wyczytam opinii!

Włosy są już ewidentnie przerzedzone, a przyczyna dalej nie znana.



Pani dermatolog była kolejną osobą, która powiedziała mi, że włosy "na zakolach" wypadają właśnie przez hormony. Czy na pewno? Tego dowiem się (MAM NADZIEJĘ) w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

W poniedziałek czeka mnie wizyta u ginekologa, a 13 października u kolejnej Pani trycholog. Moje ostatnie dwie deski ratunku. Jeżeli nie dowiem się nic konkretnego, chyba zacznę się leczyć ziołami i odymiać kadzidłami... Jak człowiek nie zacznie leczyć się na własną rękę, to nic dobrego go nie czeka... SERIO!


Trzymajcie się loczki! :)


Chcesz być na bieżąco z postami? Zapraszam!
http://www.facebook.com/curlyclaudiehttp://www.instagram.com/curlyclaudie

 

Komentarze

  1. Nie wiem, czy zainteresujesz takim wynikiem ferrytyny jakiegoś lekarza. Ja miałam wynik 8 (przy takich samych normach jak twoje), ledwo trzymałam się na nogach, oczywiście włosy leciały, a od lekarzy cały czas słyszałam, że "przecież jest w normie i żelazo całkowite i morfologia też ok". Autorka bloga http://hypothyroidmom.com powołuje się na badania doktora Philipa Kingsleya, które mównią, że ferrytyna powinna wynosić 80ug/L (zakres 14-170), żeby mieszki prawidłowo funkcjonowały i włosy nie wypadały.
    Gdzieś wyczytałam, że jesteś z Jeleniej Góry (chyba w poście o wizycie u ginekologa). Jeśli byłabyś gdzieś, kiedyś we Wrocławiu, to mogę polecić ci panią trycholog Katarzynę Litwinowicz. Choruję na niedoczynność tarczycy, a włosy dodatkowo lecą przez zapalenie mieszków włosowych. Pani trycholog przeprowadziła ze mną szczegółowy wywiad, przeanalizowała wyniki (jako pierwsza zwróciła uwagę na za niską ferrytynę!!!), zbadała głowę kamerką i absolutnie nie namawiała do zakupu czegokolwiek. Cała wizyta trwała ponad 40 minut. Dodatkowo, trycholog chyba śledzi blogi urodowe, bo orientowała się w najnowszych trendach we włosomaniactwie :)
    Widziałam, że używaż peelingu z Bandi. Też go mam. Dodatkowo, zakupiłam również ekstrakt przeciw wypadaniu. W czwartek pierwszy raz go użyłam i dzisiaj, pierwszy raz od bardzo długiego czasu nie wyciągam żadnego włosa po przejechaniu ręką po głowie :) Zobaczymy jak będzie dalej.

    Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam :)
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam Panią trycholog, która również zainteresowała się moją ferrytyną. Pani Ewelina Wysoczańska. Skierowała na dodatkowe badania. Sama wizyta trwała dobrą godzinę. Badanie dokładne... i rownież nie naciągała mnie na swoje specyfiki! Właśnie kończę posta z relacją :).

      Usuń

Prześlij komentarz